Abel

Atlantyda


Imprimir canciónEnviar corrección de la canciónEnviar canción nuevafacebooktwitterwhatsapp

Chłopaki nie płaczą gdy płacą za błędy
Chcą mnie przygasić. Wracamnawet nie wiem którędy
Robię to bez przerwy bez pauzy
Tobie puszczają nerwy krzyczysz jakbyś był z Austrii
Mamy duszę choć najchętniej zrobilibyśmy Holocaust im
Skoro szczyt ambicji to się naćpać i nachlać to ciekawa zabawa
To relacja Kaina i Abla
Każdy dzień zbliża mnie do śmierci. Nie chcę już więcej marnować czasu
Wiem przecież nie jestem święty. Ugryź się w język
Krew i nie wiem sam czy to ból czy to tylko kolor
Papierowy świat a wszystko i tak leży gdzieś poza naszą kontrolą
Dwie wieże samolot Wierzę w to czego nie możemy wchłonąć zniszczyć
Szerokie horyzonty chcę widzieć więcej niż tylko mój dystrykt
Wchodzę w to daleko hen na horyzoncie ocean. Jestem Robinson Crusoe
Dryfuję tratwą wybieram. Wybierasz. Wiesz że dróg na skróty nie ma
I budujemy być może lepszy świat ale tylko tym co robimy teraz

Moja Atlantyda Moja Mekka
Czasem nie wiem gdzie idę
Zbyt kręta jest ta ścieżka
Jednak wiem że coś się zmieni
Bo po to stąpam po tej Ziemi

Moja Atlantyda Moja Mekka
Czasem nie wiem gdzie idę
Zbyt kręta jest ta ścieżka
Jednak wiem że coś się zmieni
Bo po to stąpam po tej Ziemi

Chłopaki nie płaczą gdy płacą za błędy
Niosę bagaże ten album jest ambalażem mojej wycieczki
Trzymam granaty bez zawleczki ku pamięci moich ludzi
Zapalam świeczki żeby zaraz potem głupocie w skroń strzelać confetti
Na chwilę zapomnij o celu przyziemnym bo bardzo łatwo się zapętlić
Robiąc wszystko dla pieniędzy Robiąc wszystko dla pieniędzy
A mój byt jest bardziej z tych transcendentnych
I zbieram emocje potem zieję ogniem mojej kolekcji
My do miana piromanów pretendenci
Żeby nie było potem pomówień w ogóle nie znaczy to że nie lubię złotówek
Na moje osiedle chcę wjechać SUVem i nie wiem czemu wymagania są za duże
Wzburzone ambicje leżą pod gruzem a na zewnątrz znów zakwita ogródek
Wchłaniamy energię ale ciągle czerpiemy ją z tych samych źródeł
Osiedla tu nie znajdziesz komnaty z bursztynu
Raczej kredyty i raty ale to nie znaczy że masz iść do tyłu
Szukam wyjścia. Ewakuacja. Panika nie da Ci i tak zielonego światła
Więc wdech. Wydech. Odwyk
Nie wiem jak Ty ja chcę być wolnym

Moja Atlantyda Moja Mekka
Czasem nie wiem gdzie idę
Zbyt kręta jest ta ścieżka
Jednak wiem że coś się zmieni
Bo po to stąpam po tej Ziemi

Moja Atlantyda Moja Mekka
Czasem nie wiem gdzie idę
Zbyt kręta jest ta ścieżka
Jednak wiem że coś się zmieni
Bo po to stąpam po tej Ziemi

Astygmatyzm widzę nieostro
Piramidy ich wierzchołki tną nieboskłon
Od Słońca trzecia planeta i energia o której wiedział Tesla
Ona jest w nas

Joł jestem Abel ze Smagalaz chyba znasz mnie
Jeden z niewielu tu raperów który ma wyobraźnię
Ja idę do celu a uwierz to nie jest łatwe
Gubię frajerów. Traktuję to na poważnie
Nowa jakość nowe alter ego
Nie ulegam trendom tej nie dotykaj trędowatego
Ups Miałem na myśli trendsettera
Więc wrzuć na luz lub polub nas od teraz
POW Bariera każda pęka
Niebo to granica chociaż jestem bliżej piekła
Raj na Ziemi. Nie kłam. Idź po szczeblach wyżej
Bieg na szybkość? A co ja kurwa jestem wyżeł
Abel Wyrzekam się zła. Mam Was w dupie
I tak kiedyś sobie wszystko kupię
Po co? Nie wiem. Wiem że będzie super
Póki co MTV Cribs choć pokażę Ci chałupę

No więc rap moim domem
Robię numery by nie sypiać na kartonie
Abel Twój brat mój przydomek
Sunę po szosie Opel Fiat Polonez
A gdybym miał być królem to tylko Salomonem
Ty z bólem przełykasz szmat pokorę
Ktoś kroi słowa ja robię ciach toporem
Poręczy za mnie niejeden gracz na scenie
Staż. Styl. Smak. Wychowało mnie podziemie
Lata lecą. To nie działa wstecz
Chodzę w Nike'ach. Niestety losu kowal to nie szewc
Szept zza pleców tylko rzuca cień na nas
Żyjemy z dnia na dzień. Mój dom. Mój rap. Enklawa
Raperzy kolekcjonują kit
Chłopcy z placu broni. Kto ich obroni? Nikt
Teatr. Siedzę tu jako widz
Na razie musisz wyjść właśnie zamykam drzwi