Jacek Bonczyk

Bal kreślarzy


Imprimir canciónEnviar corrección de la canciónEnviar canción nuevafacebooktwitterwhatsapp

Patrz płynie kolorowych świateł nad Sekwaną sznur
W dolinie grzmi Paryża nocny śpiew jak świerszczy chór
Jak noże czarne ostrza dachów kroją nieba tło
W nich okno lśni tam jak i Ty ktoś spać nie może

Dziś w chambre de bonnie bal kreślarzy
Każdy wytworny jest jak lord
Nikt dnia tu wspomnieć się nie waży
Ni pracy praca chamski sport
Odbijaj flaszkę żądz nie kiełznaj
Na orbitę wszyscy wraz
Bo gdy tak człek od rana pełza
To wieczór spędzić chce wśród gwiazd

I Ty tu jesteś Ty o rękach
Co tak gotycki mają rys
I piękna jesteś jak jutrzenka
W swoich sukienkach z Marché aux Puces
Chciałbym się zbliżyć ukochana
Do uszka nucić Ci mój śpiew
Cóż kiedy leżysz na dwóch panach
A między nami kran i zlew

Któż umie tak jak Polak mówiąc milczeć milcząc pić
Tak szumieć tak o słowo jedno zaraz w mordę bić
Ech biada te gotyckie ręce znów nie tam gdzie trza
Darujcie mi wybite drzwi łbem żabojada

Dziś w chambre de bonnie draka w sali
Znowu z lokalem będzie źle
Cóż gdy żabojad się napali
To zawsze może nadziać się
Co mi ich franki ich ostrygi
Wywiozłem z Polski com tam miał
I zawsze mogę bez fatygi
Przygrzmocić temu co bym chciał

Cóż z tego że wybiegła za nim
Że mu w banioli skleja łeb
Cóż że dla niego zdejmie stanik
Ja mam swój cios on tylko sklep
Więc wolę zrzec się mych karesów
I z wami moją whisky pić
Na całe życie bez adresu
Ale z imieniem własnym być

Cóż z tego że wybiegła za nim
Każdy urządzić się jest rad
I bierze on ten towar tani
A mój jest przecież cały świat
Więc jeszcze seta znakomicie
Padniemy ale zgódźcie się
Że z tylu różnych dróg przez życie
Każdy ma prawo wybrać źle