
Grawitacja 2077
Alienacja nie wiem gdzie
Grawitacja 9G
Ciężko podać koordynaty miejsca
Siedzę ćpam te hologramy szczęścia
Tak między nami wiesz man
Holoprojekcja Mam biopotencjał
Drgają jony powietrza interferencja
Krwawi martwa percepcja
Nie wiem co już snem jest a jawą
Pląta się rzeczywistość ze snem paradoks
Pamięć mglistą mam zamieć wichura
Spiszę to wszystko pamiętnikćpuna
Rozbite w szale i przybite pustką
Budzę się ranek patrzę w rozbite lustro
Stary chronometr znów wskazuje szóstą
Czas to komponent świata z martwą konstrukcją
Tak martwą że ludzką znów zasnąć chcą usnąć próbuje
Nie zgasnąć jak ludzkość
Bo świat ten to lustro bo świat ten to próżność
Defibryluje
Empatie na próżno
77 rok czas pyłu i zgliszczy akrylu
Nuklidów atomu złej misji
Przechyłu wartości moralnej eksmisji
W czysto post apokaliptycznej wizji
Chciałbyś zobaczyć tego świata tutorial
Tu wszystko od razu widać zbędny tomograf
Po bombie zatkana tchawica ziemi nieba
Świat truje tablica Mendelejewa
Nikt nie wynalazł jeszcze gotowej recepty na szczęście
Cudowny algorytm na spokój i miejsce
Gdzie znajdziesz siebie Nareszcie
Kontener mym domem z poziomem na zero wokół
Miedziane pole usłane biosferą
Zwiadowczym dronem koroner robi przelot skanują piach
I wodę zatrutą ich dzieło
Dalej dom za domem jak po deszczu komet ruiny ze ścian
Bloków są jak boski stolec
Myślę wąskim torem znowu coś płonie
Ot kolejny zwykły dzień dzionek ziomek
Modern morfina przemoc hologramy
Ludzie zniewala niemoc krzewią psycho dramy
Ośmieleni chemią zniewoleni trawi
Ich nowa rzeczywistość
To coś o nas samych
Tworzone wśród głośnych komend są szwadrony
Co mają za zadanie zachowanie kontroli
Co mają za zadanie specjalne wcielanie
Kolejnych tych sterowanych zdalnie
Otwieram konserwę Error Niby jedzenie
Ścierwo nie rusza się nie kwili więc jem je
Przyjemnie tak biernie olewam skażenie
Siedzę podlewam głód i podlewam pragnienie
Z filtrfraka wodą mój zestaw na chemię
Woda przesącza się gęsta jak cement
Gęsta jak pył co osnuwa nieboskłon
Brakuje sił chciałbym kurwa go dotknąć
Na deser hologramik jeden i drugi
Wybieram wizję magii czaisz morza góry
Zboża żółte kłosy ciągnące się jakby były grzbietem smoka
Heh właśnie zabijasz mnie śmiechem co tam
Lecę popatrz wzniecę pożar i go zgaszę wierzę bo tak
Wierzę w to jak totalny idiota bo wiara to nadzieja
Moja linia Maginota
Co za tym idzie mój sprzężony pistolet
Wypluwa w niebo dwa pociski za Bogiem
Czuję papieros kawę karmel i colę
Nie To tylko hologram jego cień w oczodole
Nikt nie wynalazł jeszcze gotowej recepty na szczęście
Cudowny algorytm na spokój i miejsce
Gdzie znajdziesz siebie
Nareszcie