Pięć Dwa Dębiec

Koniec Fantazji


Imprimir canciónEnviar corrección de la canciónEnviar canción nuevafacebooktwitterwhatsapp

Ten uśmiech w którym tonę jest mój lecz jakiś obcy
Wewnątrz cały płonę wokół sami nałogowcy
Upojony tłum siny w powodzi serotoniny
Jest tylko ona i my ucieczka od życia kpiny
O Boże błagam zatrzymaj ruch Ziemi uff
Niemi ludzie tu gdzie w brudzie żyją
Teraz płyną chwilą do szczęścia brzegów
W gramach cudu białych śniegów
Bez cierpienia i reguł nienawistnych oczu szpiegów

Pot spływa po ciałach ekstazą spływa cała sala
Ja już się nie mieszczę w sobie ta powłoka jest za mała
Widzę dłonie twarze światła dziwne pejzaże
Nie wiem ja to świat świat to ja nie wiem tylko marzę
Kto ten czar zna zna dar zła i wiara w nim zamarzła
Że raz przechylając czarę rozstanie się z tym nektarem
Pukam do raju bram oddam Bogu to co mam
Spytam dlaczego tu oddał całą władzę złu
Wzlecę w mydlanej bańce w nieba krańce
I tam zatańczę potem rozkroję księżyc niczym pomarańczę
I klasnę głośno aż spadnie na mnie nieboskłon
By chwycić w ręce gwiazdy tutaj tak może każdy
Spoglądam nieprzytomnie jak anioł zstępuje po mnie
Bym uleciał na skrzydłach nad szarość która zbrzydła
Nad świadomość nikłości bym widział lepiej jutro z rana
Swą wolność woli pojmaną przez szatana

Ból budzi ze snu to koniec fantazji
Przetrzyj oczy bez słów rozdwojonej jaźni
Wywiódł cię z niewoli tej naiwnej wyobraźni
Nad morze czerwone czerwone od kaźni

Ból budzi ze snu to koniec fantazji
Przetrzyj oczy bez słów rozdwojonej jaźni
Wywiódł cię z niewoli tej naiwnej wyobraźni
Nad morze czerwone czerwone od kaźni

Fluoksetyna pramolan imipiramina
Z kolan wstań kolejny wiraż komipramin
Oksaflazon kilogram ołowiu obciąża ciało
Kamień u szyi ciągnie cię na dno
Ten czarny dół wypełniony smołą to bagno opływa
Chcąc dusić trudno się ruszyć trudno wstać zrobić coś z sobą
Tym trudniej że ja nie mogę a inni mogą
Nie potrafię chcieć a nawet zmusić się do chcenia
Wystarczy przecież krok by to pozmieniać
Tylko ten krok jest tak bardzo nie do zrobienia
Tianeptyna sulpiryd zawieszony w tej cieczy bez siły
Toloksaton karbamazepina to jak szatan
I jego kpina z nich i nas on nie zabija
Lecz pokazuje wolność jest tak blisko Ty jej nie zakosztujesz
Wystarczy sięgnąć ręką rękę masz za ciężką
To przecież łatwe lecz emocje jak martwe
Więc kto ma podjąć walkę
Wiloksazyna nomifenzyna i moklobemid
Ile razy zaczynam zaciskam zęby
By znów czuć się pusty wyprany i zmięty
Bezsilny po raz setny w kawałkach w proszku
Jak namiastka dość już
Może rozpuszczę się w alkoholu
Zmieszam i wyleję się znowu wsiąknę w dywan
Wyschnę i wstanę w całości nim przeciąg zdmuchnie proszek
A ktoś zdepta pozostałości
A gdzie światło w ciemności
Jak głęboka jest ta studnia
Gdzie to by się odbić i wyrównać
Czy spadam wciąż czy może lecę nie wiem
Może zapytam się tabletek

Ból budzi ze snu to koniec fantazji
Przetrzyj oczy bez słów rozdwojonej jaźni
Wywiódł cię z niewoli tej naiwnej wyobraźni
Nad morze czerwone czerwone od kaźni

Ból budzi ze snu to koniec fantazji
Przetrzyj oczy bez słów rozdwojonej jaźni
Wywiódł cię z niewoli tej naiwnej wyobraźni
Nad morze czerwone czerwone od kaźni