
Krakowska ballada
Jesienią trzeba zajrzeć do Krakowa
Gdy kwitną arrasy u kwiaciarek
A święci mistrza Wita mają włosy
Złotymi bajglami przewiązane
Zagubić się wśród ulic i zaułków
I kupić anioła drewnianego
I trzymać go za skrzydła by nie uciekł
Z obłokiem gołębi gdzieś pod niebo
Póki jeszcze małe piwko jest pod bokiem
Póki jeszcze słychać Szalom na Szerokiej
Póki wciąż Floriańska Brama wszystkich wita
Póki czas secesji w popiół nie rozsypał
Póki jeszcze hejnalista gra z pamięci
Póki wiatr dorożkom wszystkie koła kręci
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic naprawdę nie potrzeba
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic naprawdę nie potrzeba
Pożegnać przedostatni klucz żurawi
Gdy w ciszy za góry odlatuje
Posłuchać muzykantów później wiatru
Co nowe ploteczki rozdmuchuje
A nocą usiąść w knajpce tej na rynku
Gdzie jeszcze siaduje Piotr Czarodziej
A wokół krążą elfy i rusałki
I wypić wódeczkę za ich zdrowie
Póki jeszcze małe piwko jest pod bokiem
Póki jeszcze słychać Szalom na Szerokiej
Póki wciąż Floriańska Brama wszystkich wita
Póki czas secesji w popiół nie rozsypał
Póki jeszcze hejnalista gra z pamięci
Póki wiatr dorożkom wszystkie koła kręci
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic naprawdę nie potrzeba
Póki nad Plantami widać skrawek nieba
To do szczęścia nic naprawdę nie potrzeba