Jacek Bonczyk

Kredka Kramsztyka, cz.I


Imprimir canciónEnviar corrección de la canciónEnviar canción nuevafacebooktwitterwhatsapp

Brwi drwina wspina się ku skroni
Oko uważne monokl ciśnie
Widziało Londyn Rzym Powiśle
Jakże uniknąć ma ironii

Fryzura raczej salonowa
Krawat po drodze z garniturem
Znać sukces dobry smak kulturę
Nic tylko patrzeć i malować

Ręka z cygarem i sygnetem
Swobodna władza nad warsztatem
Obycie z pędzlem i ze światem
Wszak prawda jest autoportretem

Patrzył na jego różne twarze
Madryt i Nowy Jork i Wiedeń
A on był Żyd warszawski jeden
Lecz przede wszystkim był malarzem

A kiedy poznał szczyty sławy
Odwiedził matkę jak co roku
I był gdy zmarła u jej boku
I nie wyjechał już z Warszawy

Patrzył na jego różne twarze
Madryt i Nowy Jork i Wiedeń
A on był Żyd warszawski jeden
Lecz przede wszystkim był malarzem

A kiedy poznał szczyty sławy
Odwiedził matkę jak co roku
I był gdy zmarła u jej boku
I nie wyjechał już z Warszawy

A kiedy poznał szczyty sławy
Odwiedził matkę jak co roku
I był gdy zmarła u jej boku
I nie wyjechał już z Warszawy