Jacek Bonczyk

Kredka Kramsztyka, cz.III


Imprimir canciónEnviar corrección de la canciónEnviar canción nuevafacebooktwitterwhatsapp

Ja co zdołałam wynieść z getta
Szkice na kartkach z kalendarza
Wiem jak potrafi życie stwarzać
W słabnącej dłoni zwykła kredka

Sangwina barwy zeschłej krwi
Ożywia na papierze twarze
Wiecznie stężałe od przerażeń
Dobiegających końca dni

A jeszcze chłopak z kamienicy
Jak przerażony zygzak głodu
Rozczapierzonym szponem zdobył
Dorodną brukiew szczyt słodyczy

Niezmordowana jest sangwina
Nosi bezdomny Żyd nim skona
Dzieci na rękach i ramionach
Doprawdy Święta to Rodzina

A Kramsztyk umrzeć ma na schodach
W pośpiechu niedobity malarz
Jeszcze ostatni skarb ocala
Gdy mi ogryzek kredki podał

On wiarą w świat już się nie łudził
Znał Nowe Jorki i Paryże
Wiedząc że śmierć jest coraz bliżej
Rzekł
Rysuj ludzi

A Kramsztyk umrzeć ma na schodach
W pośpiechu niedobity malarz
Jeszcze ostatni skarb ocala
Gdy mi ogryzek kredki podał

On wiarą w świat już się nie łudził
Znał Nowe Jorki i Paryże
Wiedząc że śmierć jest coraz bliżej
Rzekł
Rysuj ludzi

On wiarą w świat już się nie łudził
Znał Nowe Jorki i Paryże
Wiedząc że śmierć jest coraz bliżej
Rzekł
Rysuj ludzi