
Nie wierzę
Nie wierzę w łaskę Opatrzności
Lecz w piękno nienazwane wierzę
W to co mi sprzyja z wysokości
Co mnie naznaczy i wybierze
Gdy w pysze piekło wre ogniste
Jakże je duch pokona Boży
O byle serce było czyste
A reszta jakoś się ułoży
Kręcę się niczym wół w kieracie
Nadzieję swą w zanadrzu chroniąc
Wszystko zdobywam wszystko tracę
Wiecznie spóźniając się i goniąc
Niech wonnie piecze się pieczyste
Nim otchłań się u stóp otworzy
O byle niebo lśniło czyste
A reszta jakoś się ułoży
Nie wierzę w łaskę Opatrzności
Lecz w piękno nienazwane wierzę
W to co mi sprzyja z wysokości
Co mnie naznaczy i wybierze
Gdy w pysze piekło wre ogniste
Jakże je duch pokona Boży
O byle serce było czyste
A reszta jakoś się ułoży
Do każdej rzeczy modły wznoszę
Do wszystkich rzeczy ścian i kranów
O życie bez rozłąki proszę
I bez porywczych huraganów
Niech się rozjaśnią dale mgliste
Niech świat nie burzy się nie sroży
O byle ręce były czyste
A reszta jakoś się ułoży
Nie wierzę w łaskę Opatrzności
Lecz w piękno nienazwane wierzę
W to co mi sprzyja z wysokości
Co mnie naznaczy i wybierze
Gdy w pysze piekło wre ogniste
Jakże je duch pokona Boży
O byle serce było czyste
A reszta jakoś się ułoży