
Syn marnotrawny
Jestem młody nie mam nic i mieć nie będę
Wokół wszyscy na wyścigi się bogacą
Są i tacy którym płacą nie wiem za co
Ale cieszą się szacunkiem i urzędem
Bo czas możliwości wszelakich ostatnio nam nastał
Mogę włóczyć się i żyć z czego popadnie
Mogę okraść kantor kościół czy przekupkę
Żyć z nierządu albo doić chętną wdówkę
Paradować syty i ubrany ładnie
A chyłkiem jak złodziej o zmroku wymykam się z miasta
Mogłem uczyć się na księdza lub piekarza
Duch i ciało zawsze potrzebują strawy
Na wojaka mogłem iść i zażyć sławy
Co wynosi i przyciąga bo przeraża
A młodość to ponoć przygoda a wojsko to szkoła
Mogłem włączyć się do bandy rzezimieszków
Niepodzielnie rządzić lasem lub rozstajem
Zostać mnichem i dalekie zwiedzać kraje
Rozgrzeszając niespokojne dusze z grzeszków
A chyłkiem przez życie przemykam i drżę gdy ktoś woła
Jestem młody jestem nikim będę nikim
Na gościńcach zdarłem buty i kapotę
Nie obchodzi mnie co będzie ze mną potem
Tylko chciałbym gdzieś odpocząć od paniki
Co goni mnie z miejsca na miejsce o głodzie i chłodzie
Ludzie których widzę stoją do mnie tyłem
Ten pod bramą leje ów na pannę czeka
Nawet pies znajomy na mój widok szczeka
Sam się z życia nader sprawnie obrobiłem
Więc chyłkiem powracam do domu o zmroku jak złodziej
Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół
Padam z nóg i czuję ręce na ramionach
Do nóg czyichś schylam głowę jak pod topór
Moje stopy poranione świecą w mroku
Lecz panika nie wiem skąd wiem jest już dla mnie skończona