
Znowu Się Spóźniłem
Na czas znowu nie zdążyłem (nie, nie)
Znowu się spóźniłem (o tak, tak)
Na czas znowu nie zdążyłem (nie, nie)
Znowu się spóźniłem (o tak, tak)
Na czas znowu nie zdążyłem (nie, nie)
Znowu się spóźniłem (o tak, tak)
Idę na spotkanie ze składem, znowu się spóźniam
Szybkim ruchem ręki pasek czasomierza rozluźniam
Bo głośno tak jak kuźnia, szybko na blacie biją wskazówki
Każdy wie, że czas to pieniądz, a ja znów nie mam gotówki
Ludzie jak mrówki, rozbiegane postacie tak jak zdjęciówki
Tak jak Włodek zapierdalam z buta w kierunku miejscówki
Zawsze na czas widzę na plandecie ciężarówki
Lecz czas leci mi przez ręcę jak piach
Mam nadzieję, że chłopaki mają nad głową dach
Chcę iść szybko, ale idę wolno prawie jak w snach
Opłacało by się do nich dotrzeć jeszcze na dniach
Tak to jest, sztywna ustawka, chyba wiesz
Ja też się ustawiłem z wydawcą
19:30 pada hasło tu i tu, dobra siedzi git
Postaram się wyrobić, tylko pojadę po bit
I w mig mała droga, metro na Służew
Siema, siema chłopaki czekają na górze
Dziś nic nie wrózę, pożyjemy, zobaczymy
Szybki petlaż, nagrywanie
To rodzaj rytyny, no proste na Wilanów mała runda
Pamiętam o ustawce, miejsce to rotunda
Godzina wpół do dwudziestej
Niejeden sklep jeszcze otwarty dzisiaj w mieście
Szybko z metra, mam ochotę na łagodny kebab w cieście miękkim
Pożycz na godzine 20 blach
Wielki dzięki, dzięki wielkie, wielki dzięki
Naprawdę wielkie
Parę zimnych Lechów i już jest pięknie
Naprawdę super klimat, ej Pezet weź sprawdź, która godzina
Yyy za dziesięć ósma
O kurwa, to szybko na prędkości
Śmielej zawija się paru gości
Ostry pościg, jak za dyliżansem z hajsem
Jak go nie zobaczę, to dopiero wpadnę
Oj wpadnę tak, że wogóle szkoda mówić
Pieniążki, pieniądze, papier i mońce
One dadzą się lubić, one dadzą się lubić
Tak, tak one dadzą się lubić
Umówiłem się z dziewczyną w piątek na kino
Popcorn, dolby surround, wieczór ze świnią
Właśnie tak, tak miało być
Ale nie było, dlaczego i co było przyczyną
Tego nie wiem, ale przeszedłem sam siebie
Spóźniłem się godzinę na umówione miejsce
Miałem szczęście, że nie wzieła nóg za pas
Spóźniłem się i to nie ostatni raz
Na czas znowu nie zdążyłem, znowu się spóźniłem
Byłem umówiony, ledwo wyszedłem, a już spóźniony
Całą drogę biegłem, ten dzień od rana był piekłem
To nic skaczę przez bramkę w metrze
Cały czas nie jestem stracony jeszcze
Tak, w mieście tłok, szybko płyną minuty
Leje deszcz, przemokły mi buty
Wiesz, czas się dłuży, wbiłem się na chwilę pod czyjś parasol
Uciekł tramwaj mi, na piechtę znajomą trasą
Niezła jazda i byle czym pod femine, pod kinem umówiłem się
Znów się spóźniłem, więć złość mnie nie minie
Miesięczny bilet zgubiłem plus dziesięć blach
Sam nie wiem ile strat, nie liczyłem
Przecież nie znajdę tego i tak
Patrzę czy jest, szukam wzrokiem nie mogę znaleść
Spoglądam na zegarek, widzę ją, czas wtedy staje
Na czas znowu nie zdążyłem (nie, nie)
Znowu się spóźniłem (o tak, tak)
Autor(es): Marcin Donesz