Jasmine
Dziś czuję się jakbym miał pierdoloną klaustrofobię
Jakby zamienili mój pokój moją własność z czołgiem
Wokół ciasno obręb dwa na dwa w kabinie właz koło mnie obłęd
Jasność gogle zakładam by zobaczyć was koło mnie w ogóle
Jedziemy przez miasto pogrzebanych szans i rad nasz Broadway
Widząc stary świat po bombie dziś doceniam wartość wspomnień
Głaszczę stali gładką formę by nie popaść w auto obłęd
Mamy nowy ład porządek umarł folwark wraz z nim Orwell
Masz coś do mnie problem
Pyta koleś tak kontrolnie w ogóle
Drugi pyta Gdzie jedziemy
Jakbym był Ewinem Rommlem
W ogóle tu za każde kłamstwo głodnie wypalamy salwą ogniem
Stwiedził trzeci jakbym pytał o cokolwiek w ogóle
Jedziemy czołgiem pocisk o konstrukcji obłej trzymam w rękach
Wkładam w luk go w maszynownie nie mogę przestać
Zaniemogłem
Cel Pal Jest strzał
Pluje ogniem Prosto w serca Wiarygodnie
Czuć smród mięsa żar ich wessał dostanę kurwa order
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ogniem krwią piórem maluje autoportret
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ubrany na co dzień w te zbroje kwasoodporne
Ubrana w nagość swą śmiałość śmiało szła znów do mnie
Znów chcę ją całą jak wąż gałąź oplatać głodnie
Wpatrzony w oczy jej jak w wielkie szyby okien
93 miliony pięter ponad mrokiem Skytower
Chcę dziś napisać poemat dotykając lekko piórem
Chcę poczuć w ustach piękno jej miękką skórę
Jej gęsią skórę
Zresztą wiesz co czuję
Znów miękko frunę
Światło odbija się od policzkowych kości jej
Spada refleksem ku spierzchniętym ustom by z nich odbić tlen
Ubrana w długie rzęsy i swój tatuaż na udzie
Lubiła me wersy i ten anturaż przy wódzie
Piliśmy z fiołki dziwny fluorescencyjny napój
Podróżprzezzakątkiumysłówiluminatów
W tych niebezpiecznych czasach znowu czułem się wybrańcem
Gdy leżałem tak po walce a ona karmiła mnie kłamstwem
Czas z nią płynął łatwo więc dziś po raz enty chill jest
Nagle czerwone światło
Znak że jest następny klient
Płacę jej hajs bo zasłużyła
Zresztą za jej gęsią skórę zapłaciłbym więcej
Wiem że rozumiesz
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ogniem krwią piórem maluje autoportret
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ubrany na co dzień w te zbroje kwasoodporne
Buntownik z wyboru marynarz wśród zgliszczy przeszłości
Świateł korowód mijam a mój instynkt łowcy
Każe strzec się ciemnych ruin gdy tak idę płynąc szybko
Zwłaszcza że po morfinę idę w godzinę policyjną
Żołnierz bez żołdu wiatrolump kurwiarz anarchista
Nie chcę spotkać patrolu w nocnym polu
Nic tak nie psuje humoru jak skorumpowane mendy dystans
Płynę jak Kolumb w morzu ruin a wokół nic brat
Jednego walę w szczękę drugiego kopię w podbrzusze
Ktoś mi wykręcił rękę tracę dech Muszę wstać
Krew mi zalewa twarz jak z nieba maź
Głową walę go w splot z wybicia jak kot
Z dwóch nóg więc chyba na bank jak kot
Walę jak młot
On pada uciekam gdzieś w ciemny tunel
Odwracam głowę nikt mnie nie goni ciemny zaułek
Próbuję zrozumieć jak kiedy i gdzie
Logikę posunięć
Rękę do kielni w kieszeni mam
Cenny ładunek
Miękko ląduję na dupie chuj że zimno Ładuję szprycę
Jeszcze dotykam twarzy ręką w ramach obdukcji swe rany liczę
Zharatany policzek zęby całe śmieje się cały w sobie
Bo swoje szczęście właśnie wtłaczam w krwiobieg
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ogniem krwią piórem maluje autoportret
Zabierz mnie do swego raju zrobię co zechcesz
Zabierz mnie tam nazajutrz rozkazuj kocham bezsens
Mój świat migruje wciąż czuję tu klaustrofobię
Ubrany na co dzień w te zbroje kwasoodporne