Panie Stańczyk


Szukam słów szukam myśli
I sposobu co mógłby się przyśnić
Żeby znaleźć jakieś mądre powody
Dla istnienia tej cholernej niewygody

Niewygodny mam dom niewygodne mam buty
Telewizor na złom z uczciwości wyzuty
Niewygodny horyzont psy sąsiadów go gryzą
Niewygodnie odstaję
Od powszechnych przyzwyczajeń

Panie Stańczyk panie Stańczyk
Tu w tej knajpie już nikt nie chce tańczyć
Tu pianista z bębniarzem
Tylko siedzą przy barze
Wypatrując w kieliszkach swego końca

Panie Stańczyk pan by się przydał
Bo tu wszędzie fałsz i ohyda
Może znalazłby pan króla co by zechciał
Wziąć w obronę tę krainę po przejściach

Pytam tych pytam owych
O zrozumienie co iść ma od głowy
Żeby reszta organizmu poznała
Jaki system wartości w nim działa

W zadziwieniu że nic jakoś nie chce się zgodzić
Sam nie wierzę w ten szkic rysowany na wodzie
Zapytany o zgryz odpowiadam że w pysk
Dziś dostałem bo chciałem
Skryć uśmiechem niewiarę

Panie Stańczyk panie stańczyk
Tu w tej knajpie już nikt nie chce tańczyć
Tu pianista z bębniarzem
Tylko siedzą przy barze
Wypatrując w kieliszkach swego końca

Panie Stańczyk pan by się przydał
Bo tu wszędzie fałsz i ohyda
Może znalazłby pan króla co by zechciał
Wziąć w obronę tę krainę po przejściach