Szpitalna biel
Szpitalna biel
sterylnie śnieży się i iskrzy
Lizolu woń
Dyskretnie wiąże się ze wszystkim
Daleko gdzieś
Zostały sprawy nieistotne
Zmęczona skroń
W poduszki wtula się wilgotne
A jeszcze wczoraj proszę
Nie chciałeś do szpitala
Gdy kładli cię na nosze
Pogryzłeś pielęgniarza
Nim odjechało combi
Kłóciłeś się z rodziną
Wy chcecie się mnie pozbyć
Ja nie dam się wziąć siłą
Dziś (gdybyś mógł)
Śmiałbyś się z tego już z pewnością
Wczorajszy lęk
Straciłeś razem z przytomnością
Oddychasz znów
Powoli wprawdzie lecz miarowo
Cóż z tego że
Tlenowy namiot masz nad głową
W kroplówce poziom płynu
Powoli się obniża
Fachowa czuwa siła
By płyn równiutko spływał
Leżący obok ciebie
Powinni spać nikt nie śpi
I szepczą wciąż: Dlaczego
Tak późno go przywieźli
Już wiedzą że
Niedługo przyjdzie pani doktor
Nad tobą tuż
Pochyli się i pulsu dotknie
I powie: Niech
Wyłączy siostra ten aparat
Nie trzeba już
proszę postawić tu parawan
A jeszcze wczoraj proszę
Nie chciałeś do szpitala
Gdy kładli cię na nosze
Pogryzłeś pielęgniarza
Nim odjechało combi
Kłóciłeś się z rodziną
Wy chcecie się mnie pozbyć
I po co ci to było