
Diabeł Stróż
Opuszczają ręce biernie nic nie mogą teraz skumać
Słyszę jak przyśpiesza serce im rośnie temperatura
Strach rozszerza im źrenice no bo tego chce natura
I nawet kiedy nie widzę nie zdobędą się na kuraż
Oślepieni przez nienawiść sami myślą że są spoko
Podczas gdy ich mam głęboko już tak miałem jako młokos
I to cały czas ich drażni nie przegadasz tego ćwokom
Jestem jak płachta na byka zawsze trafiam w jego oko
Muszę przed nimi zdążyć siedzą mi na ogonie już czuję ich zapach
Moim zadaniem jest takie działanie by po drugiej stronie był ujemny zapał
To brzemię też mnie niszczy plon zbiorę w kolejnych latach
Skumam przez odejście bliskich że jest czymś powszechnym strata
I kiedy latam nad miastem z dala od jego świateł
Przez jego tętno czując tych co cierpią niedostatek
Wszystko jest jasne fasady wydają się bogate
Lecz jak wyżej mógłbym przyrzec że kryją niejedną stratę
Niejedną stratę jestem przybłędą zatem
Czy nadzieją tych co wnet się wydobędą z klatek
Nie widzę przeszkód nie czuję w sobie strachu
Nie patrzę tylko z wierzchu nie zawsze to jest atut
Wciąż pierwszy do protestów skok wiary skokiem z dachu
Wolę to niż los ofiary gdy w kajdany chcą mnie zakuć
Nie widzę przeszkód nie czuję w sobie strachu
Nie patrzę tylko z wierzchu nie zawsze to jest atut
Wciąż pierwszy do protestów skok wiary skokiem z dachu
Wolę to niż los ofiary gdy w kajdany chcą mnie zakuć
Wściekły jak osa inni widzą tylko rój cyferek
Mam zajawkę wkurwić wiele osób jestem Lucyferem
I nie chcę być więcej cieniem czemu to nie twój interes
Więc nie musisz wiedzieć więcej ja nie muszę mówić wiele
Mam prawo rzucić to mam prawo tym cię trafić
To ma prawo do mnie wrócić przetrzeć albo wytrzeć szlaki
Nie dano mi wybierać czy chcę czy nie być chcę taki
Więc wypełniam swoją misję nocą dzień se wcisnę w grafik
Często coś rani mnie od życia wciąż chcę więcej
Pochłania mnie do granic gniew ślepy na konsekwencje
I zdarza się że zabić chcę lecz nie że kosę w serce
Wsadzić lecz by zdusić zawiść dać samotnie odejść w męce
Diabeł gotuje ci serdeczne powitanie
Jak to będzie nieskuteczne sam się nim dla ciebie stanę
Znów idę w nieznane istne szaleństwo i w ciemno skok
To zostawiam jak testament tym co za mną wejdą w mrok
Powiedz wszystkim co nie wierzą by zawarli japę już
Moje zmysły moja wściekłość moja wiara diabeł stróż
Nie widzę przeszkód nie czuję w sobie strachu
Nie patrzę tylko z wierzchu nie zawsze to jest atut
Wciąż pierwszy do protestów skok wiary skokiem z dachu
Wolę to niż los ofiary gdy w kajdany chcą mnie zakuć
Nie widzę przeszkód nie czuję w sobie strachu
Nie patrzę tylko z wierzchu nie zawsze to jest atut
Wciąż pierwszy do protestów skok wiary skokiem z dachu
Wolę to niż los ofiary gdy w kajdany chcą mnie zakuć
Nie był jedynym nieustraszonym który pragnął zaprowadzić porządek
Miał silnych sojuszników
Którzy przybyli mu na pomoc