Jan Kaczmarek

Gdy wysiądzie wyobraźnia


Print songSend correction to the songSend new songfacebooktwitterwhatsapp

Chmurno durno nieprzyjemnie
Luźna plomba dzwoni w zębie
A za oknem w środku maja
Dudni grad jak strusie jaja
We łbie szumi znów niestety
W kościach łamie to artretyzm
Tylko usiąść i zapłakać
Że ta dola byle jaka

Pies mnie ugryzł od sąsiada
Bo pogłaskać chciałem gada
Byłem u sąsiada żony
Nie wie czy był zaszczepiony
Pogotowie wzięło Kryśkę
Miała chorą ślepą kiszkę
Nie ma nawet z kim się napić
To się przecież można zabić

Na dodatek jeszcze Zenek
Dostał wczoraj wymówienie
Bo go złapał szef inżynier
Na intratnej dość lewiźnie
To się wszystko podle zbiegło
Że dokoła istne piekło
Więc za siebie szkoda gadać
Ani w ząb nie odpowiadam

Jak się wali to się wali
Nerwy mi powysiadały
Chciałem sobie wyobrazić
Jakieś wyjście z tej kabały
Wyobraźnia w takich razach
Zwykle leczy i pomaga
Lecz i ona pełna klęska
Odmówiła posłuszeństwa

Trudno sobie wyobrazić
Miły koniec tej ballady
To twór chorej wyobraźni
W tym życiowym mym marazmie
Psa wyprawię na lewiznę
Kryśkę chyba w ucho gwizdnę
Zenek szefa niech pogryzie
W udo albo trochę wyżej