PRO8L3M

Golden


Print songSend correction to the songSend new songfacebooktwitterwhatsapp

Pokój tonie w brudach za szybą jest lód na lustrze fant
Nie wiem kto zbladł bo nie ma tu w sumie lamp
Nie ufam nam nie ufam nawet sobie sam
Nabijam i jaram a jak żar nie działa drugi ogień mam

Okno się odsuwa ja odczuwam
Że ściany stają się jak milion okrągłe
Skupiam wzrok ciągle a parkiet składa się w blond Giocondę
Ona gnie się jak promile mordę
Wyciąga sztylet by wbić mi w żołądek
Siadam na fotel a dopiero potem myślę że na chwilę usiądę
Oh sufit jest niebem sztos diamenty śniegiem
Co
Puścić się biegiem? Ej dajcie mi jeden
I płacze się śmieję i bawię się z cieniem
Ucisk mdleje od wódy
Nie wiem
I nagle ten pokój ten brud
A na ogniu topnieje ten lód jakbym powrócił z piekieł

Pokój tonie w brudach za szybą jest lód na lustrze fant
Nie wiem kto zbladł bo nie ma tu w sumie lamp
Nie kocham nas nie kocham nawet siebie sam
Nabijam i jaram a jak żar nie działa drugi jeszcze mam

Pokój się rozjeżdża czuję rąk ciężar
Padam jak brzoza ściany szamie pożar
Kłuje alert jak sonar w lustrze jej twarz
Choć ją poznałem wczoraj
Kiedy do niej coś wołam
Zwierciadło wciąga me dłonie jak smoła
Jej twarz z lustra myją fale z morza
A moją głowę muska aureola
Gdzie się kręcą butle i pełzną pliki
A ja kręcąc lustrem rozkręcam pokój
Jak typy strucle na trybiki
I kręci się świat męczą krzyki
Coś jęczy
To ja przed tym lustrem zbitym
I nagle ten pokój wraca
Obskurne ściany a na grzybie żółte graffiti

Pokój tonie w brudach za szybą jest lód na lustrze fant
Nie wiem kto zbladł bo nie ma tu w sumie lamp
Nie szanuję nas nie szanuję nawet siebie sam
Nabijam i jaram a jak żar nie działa drugi przecież mam

Pokój tonie w brudach za szybą jest lód na lustrze fant
Nie wiem kto zbladł bo nie ma tu w sumie lamp
Nie szanuję nas nie szanuję nawet siebie sam
Nabijam i jaram a jak żar nie działa drugi przecież mam

Ściana odpływa ja odkrywam że nie ma ściany zostały plamy
Plamy w kształcie ludzkich twarzy przeze mnie oszukanych
Na glebie dywany toccatę D minor grają nam organy
Moje oblicze to odbicie w ich gałkach ze szkła odlanych
Ich śmiech mroczny ja w strachu oczy odbijają się jak kauczuk
To skraj dachu ja jak na kacu
Skoczyć
Pokazać światu
I biegnę w miejscu koniec do piachu
Groby kwiaty pętla czasu i gdy już mam dość kazamatów
Wracają brudne ściany i zerwany brzeg plakatu