
Hiob
Ta wyprawa była dla nas przyjemnością
Kiedy z gór zeszliśmy w kwitnące doliny
Parobcy porzucali domy broń i stada
Obrońcy zginęli śmiercią bohaterską
Równaliśmy z ziemią winnice i zasiewy
Nasze ręce dymiły ludzką krwią i tłuszczem
I z całej krainie nie pozostał po nas
Kamień na kamieniu ani zdrowy człowiek
Widzieliśmy łupów naszych właściciela
Cały w strupach i wrzodach trwał w pogorzelisku
Tuż przed naszym najazdem stracił wszystkie dzieci
W gruzach domu przez piorun zburzonego w nocy
Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga
Lecz wielbił Go nadal choć nieludzkim głosem
Staliśmy milcząc dobić ktoś go chciał z litości
Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary
Gdy zgwałcili mi żonę sławię słodycz jej ciała
Braci synów już nie ma ja wciąż z nimi rozmawiam
Roztrzaskali domostwo ja kamienie całuję
Zawlekli mnie na śmietnik w słońce się wpatruję
Zmiażdżyli mi podbrzusze miłość nie da się zgubić
Wyszarpali mi język więc palcami coś mówię
Wykłuli mi źrenice myśl się z myślą zaplata
Dzięki Ci Boże stworzyłeś najpiękniejszy ze światów
Wódz gotowych na wszystko bitnych górskich plemion
chciałbym być bogiem takich jak ten człowiek ludzi
Jeden starczył by dźwignąć i utrzymać w górze
Świat Boga i nicość przez Niego mu daną
Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion
Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion
Gdy zgwałcili mi żonę sławię słodycz jej ciała