
Kikimora I Zboze
Otwarła się w cieniu drewniana komora
I z ciemnej otchłani wyszła kikimora
Chodzi i po izbie krzywym łypie okiem
Podchodzi ku wyjściu kulejącym krokiem
Patrzy i zmęczona na ten świat spoziera
Który przed nią wdzięki swoje rozpościera
Szumiały dokoła w krąg pszeniczne łany
Zboża szum potężniał echem pozłacanym
Przykro się zrobiło dobrej kikimorze
Kiedy zobaczyła falujące zboże
Przerósł ją ten ogrom i wielkości siła
I speszona zbożem nazad powróciła
Odtąd jednak cieszą oczy kikimory
Worki pełne zboża w otchłani komory
Bo choć ją swym pięknem łany przeraziły
Oprzeć się ich wdziękom nie ma odtąd siły
Teraz więc w ukryciu przed człowieczym okiem
Cały świat podziwia zza drewnianych okien
Teraz kiedy czarna noc uśpi człowieka
Ze zbożowych ziaren złoty chleb wypieka