Filipek

List pożegnalny


Print songSend correction to the songSend new songfacebooktwitterwhatsapp

In the endless sky we are but one
In my dreams wolf and I

Wiesz parę lat temu byłem gotowy do uzewnętrznienia
Parę lat temu ta jeszcze bym nie miał nic do powiedzenia
Żyłem od niechcenia nie dziwi Cię pewnie bo trochę mnie znasz
Jak ten list nie doszedł Ci wcześniej wolałem wszystko powiedzieć Ci w twarz
Dziś się nie łudzę Twój obraz zamazał się w korpo budynkach
W chujowych przyjaźniach i chęci by na koncie była jedynka
Marna nawijka nie będę Ci kłamał zdradziłem Twą miłość już milion razy
Tak samo jak Ty mnie mała tak złamaliśmy przysięgę gówniarzy
Czasem to parzy pytałaś co u mnie wychodzi na dobre
Luźne pytanie gdy miałem świadomość że z kimś właśnie dzielisz kołdrę
I to nie ja nie pytaj o kumpli bo się zmienili
Wszyscy znajomi co byli od zawsze teraz dla mnie anonimy
Nie chcę ich winić bo czynsz i rachunek i tak jest z powrotem
Jak wyleciałaś rzygałem ciszą bywało słabo a potem
Raz czułem się jak Gatsby raz jak bankrut co hulał
Ten list to nie jest dramat to faktu literatura

I chyba teraz słowa mnie tak nie ranią
Wyprany z tych emocji obojętny na wszystko
I chyba boli że sprzedaliśmy tak tanio
Ideały i wiarę w zamian za relatywność
I chyba teraz już mozesz to przeczytać
Zaparzyć sobie kawę gdy on już będzie spał
Nie ma tu odpowiedzi nie ma też pytań
Puste retrospekcje może ukryty żal

In the endless sky we are but one
In my dreams wolf and I

Dziś się nie łudzę
Czasem to parzy
Samotność weszła w krew
Przestałem liczyć się
Obojętny na wszystko
Wyprany z tych emocji
To nie jest dramat to faktu literatura

Wiesz chciałem Cię szukać jak opadłem z sił tylko czekałem
Wiesz to tylko słowa słowa słowa
Bo gdybym Cię znalazł już to co jest dalej
Samotność weszła w krew jak kumplom feta prozak
Przestałem liczyć się taka metamorfoza
Zjeździłem Polskę i po jakimś czasie panny rzucały mi się na szyję
Jeszcze jedna więcej kręgosłup moralny pierdolnie za chwilę
Mówiły słodkie „Kocham" ja gorzkie „Jak tam leci"
Pytały o potomstwo wyjęły z ust mi dzieci
Wsiąkłem w nienawiść nie chciałem się zabić ja chciałem zabijać
Uzależniła mnie adrenalina chcialem tak mocno byś to zobaczyła
Biłem po ryjach a zdarte knykcie były już wtedy porażki symbolem
W codziennym życiu dawałem dupy choć często mówiłem że coś pierdolę
I nie osądzaj ja nie kreuję image'u bad boy'a
Nie znamy się mała od wczoraj pewnie byś śmiała się z moich dokonań

I chyba teraz słowa mnie tak nie ranią
Wyprany z tych emocji obojętny na wszystko
I chyba boli że sprzedaliśmy tak tanio
Ideały i wiarę w zamian za relatywność
I chyba teraz już mozesz to przeczytać
Zaparzyć sobie kawę gdy on już będzie spał
Nie ma tu odpowiedzi nie ma też pytań
Puste retrospekcje może ukryty żal

In the endless sky we are but one
In my dreams wolf and I

Dziś się nie łudzę
Czasem to parzy
Samotność weszła w krew
Przestałem liczyć się
Obojętny na wszystko
Wyprany z tych emocji
To nie jest dramat to faktu literatura

Pisałem przez noce zawsze o Tobie serce na dłoni
Parę duperek się za bardzo wczuło głupie
Myślały że to co piszę kurwa jest chyba o nich
Śmiałem im się w twarz a moja szydera drażniła najbardziej
Wiesz nie żałuję te tępe suki nie miały do Ciebie podjazdu skarbie
Skarbie? Kurwa ja znam jeszcze to słowo
Mój głos je wypowiada tak bardzo obcesowo
Mówiłaś zawsze bym rozwijał pasję że genach naprawdę mam bycie znanym
Chyba do dziś paru mnie zna paru Ci powie że pojebany
Ciekawe co dzisiaj ci ludzie myślą gdy przesłuchują sobie ten numer
Znów nie lubiany to musisz wiedzieć bo od zawsze w piździe mam ich szacunek
Wiesz ja nie umiem się nie przejmować ludzką krytyką
Zawsze mnie za to tak bardzo cisnęłaś bo Tobie opinie najczęściej wiszą
Potraktuj list ode mnie jako dowód siły
Nie żywię już urazy
Całusy Filip

Dziś się nie łudzę
Czasem to parzy
Samotność weszła w krew
Przestałem liczyć się
Obojętny na wszystko
Wyprany z tych emocji
To nie jest dramat to faktu literatura

In the endless sky we are but one
In my dreams wolf and I