
Lustro
Dzisiaj składam się z miliona elementów
Rozsypałem się tu trochę przez przypadek
Choć mówili „Czasem musisz pomóc szczęściu"
Nie słuchałem nie słuchałem nie słuchałem
Czasem czuję dziwne drgania w epicentrum
Tam gdzie dusza spotyka się z moim ciałem
Potem spływa razem z kroplą atramentu
Błękit jak te płatki niezapominajek
Dziwne myśli dziwne haje wszystko dziwne
Rozpoznaję w tym chaosie pewne wzory
Poukładaj mnie na nowo zanim zniknę
A złe duchy nagle wbiją we mnie szpony
I rozbiją na atomy co zostało
Kreską mistrza wizji przelanej na płótno
I już nigdy nie ułożysz mnie tu w całość
I zostanę tak rozbity jak to lustro
A może jeszcze nie jest za późno
Odnajdź wszystkie me kawałki i posklejaj
Lecz uważaj bo te odłamki są ostre
Jeszcze poranisz swoje kruche wspomnienia
I polecą w dół ciemno szkarłatne krople
Jak ulotne bywa czucie stabilności
Wciąż na linie balansuje uciekinier
Ciągła walka z moim lękiem wysokości
Upadając pewnie wykrzyczę twe imię
Ile jestem winien światu za obecność
Mam tu trzy pięćdziesiąt i pół paczki szlugów
Poukładaj me fragmenty znowu w jedno
Bo rozbity nie poczuwam się do długu
Nie ma cudów nie ma cudów nie ma cudów
Są targety i deadline'y nowe bóstwo
Ty posklejaj mnie tym najpiękniejszym z uczuć
Bo tak leżę tu rozbity jak to lustro
A może jeszcze nie jest za późno
Jeden cios aby zniszczyć szklaną taflę
Jeden cios aby pokruszyć odbicie
Jeden cios aby rozdzielić na zawsze
Elementy układanki zwanej życie
Jeden cios aby w mgnieniu oka pękło
Tajemnicze i zaczarowane lustro
I na wieczność rozbiła mnie zła przeszłość
A może jeszcze nie jest za późno