
Miasto
Kolejny dzień mówię jej nie dzisiaj
Odwracam się jakbym miał coś do ukrycia
Obserwuję jak spokojnie oddycha przed snem
Mam nadzieję, że nie umie czytać w myślach jeszcze
Mam to szczęście, jestem aspołeczny
W ten sposób łatwiej jest unikać pogardy leszczy
Ograniczam z resztą kontakt sporadyczny palec w górę
I stylówa "ja tu tylko sprzątam"
Ona pachnie deszczem, ciepły lipiec
Bełkoczę we śnie i słowa kreślę długopisem
Kominy na Żeraniu dławią moje miasto liter
Marzy mi się browar, spliff i tylko nam znany cypel
Budzi mnie grzmot za oknem
Kompakty na półkach od kropel mokre
Pierwszy raz od dawna w ciele jest mi niewygodnie
Na szczęście mam twardy sen, nie to co łokcie
Moje trzewia elegancko zdobią trotuar
Do siego roku, hasztag ludzka natura
Przekuwam słowa na murach w słowa na mural
Dwadzieścia dwie po północy, w tle siwa chmura
Coraz rozważniej stawiam kroki
Przez wrodzony spryt albo przetarte skoki
Zanim zacznę myśleć o kimś, muszę mieć pewność siebie
Chyba tego nauczyły mnie bloki, nie wiesz?
Złe nawyki zszywają mnie rdzawym drutem
O trzeciej w nocy, nie trudno o błąd w sztuce
Tak w skrócie postarzałem się dziś w nocy
Nie śniło mi się nic i odstawiłem papierosy
Jej słodki zapach mierzi nozdrza
Znam smak korzeni i smak jej ostrza
Pierdolę kogo znasz, skoro psujesz haj mi
Ile masz lat? jak Cię to dławi, weź to odstaw lub daj mi
Miasto hartuje charakter
Tworzą je ludzie, więc ja też jestem tym miastem
Mam blizny w aortach przez tiry wyżarte
Traktuj to jak chcesz, ja pół serio, pół żartem
Writer/s: Tomasz Buga