Jetlagz

Mieć i nie mieć


Print songSend correction to the songSend new songfacebooktwitterwhatsapp

Soldier of fortune, who can always be found where adventure beckons
now takes you to the danger zone of the mid-Atlantic
where strange ships slip through the fog with even stranger

cargos. Where every man has a price, and every woman a past

Ta, PRO8L3M, Jetlagz, 2019

Nie czytam oferty, bo nie chce zakupów
Wyciszam alerty, messenger i bluetooth
Gdy ścigam momenty, to śmigam bez butów
Zażywam energii, żeby dać jej upust
Wyjmę se kwotę nim zapomnę pin
I ją potem utopię gdzieś w zatoce świń
Hotel, check, chek-out, by demony zabić
A szofer już czeka w swym czerwonym Cadi
Idziemy bawić na uliczną ucztę
A inne sprawy to już tylko po jutrze
W drodze po uśmiech nie w drodze po sukces
Mogę nie dbać o budżet i chodzę w podróbce
Królowe nocy i królowie życia
Wciąż pozdrawiają mnie i nie zadają pytań
Mi też ich brak i niech tak zostanie
Póki nie przywita nas nowy złoty poranek

Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit, zaraz szybko się pozbędę, ej
I choć bym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)

Miałem z życiem zrobić coś, zrobiłem prawie błąd
Nagle patrzę a tam font, na ścianie don't
Ona była stąd, włosy prawie blond
Odcięło mi nagle prąd więc wołam Almendron
Rajdem w zastawie, ty daj na mnie nawiew
Driver to Javier, ja na niej ona na mnie
Ja z nią na kanapie, ona na łbie w Panamie
Mam ją w wannie, fajne włosy, ona "Mam je po mamie"
Choć rozumiem ją ledwo bo to to to dialekt
To spiąłem się z nią lekko, więc się oddalę
Problemy to chmury więc się opalę
Co co co ja chciałem, mordo balet
Nad calle Trocadero słońce lśni
Idę krokiem salsy, bokiem w drift
Te drinki są wytrawne, czy może są sweet
Zapijam je sokiem, bo jestem trochę fit

Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit, zaraz szybko się pozbędę, ej
I choć bym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)

Nie chce mi się siedzieć w domu, ani biegać za flotą
A w telefonie tryb samolot, czasem cykne nim foto
I zanim wyjdę to wezmę z szuflady łatwe dolary
A kiedy idę to widzę tu wszędzie martwe zegary
A może to jest Warszawa, może Miami, Hawana
Każdy powtarza od rana magiczne słowo maniana
Słońce parzy jak kawa, powietrze płonie w tym mieście
Cień powoli się skrada, zaraz pochłonie to miejsce
I nagle spotykam ciebie stojącą na pustym placu
Ostatni raz cię widziałem wtedy po kłótni na kacu
A teraz znowu cię widzę, nie nazwę tego loquito
Chociaż chodzimy bez celu, to nie idziemy donikąd
A na mieście znów jest sztorm i płyniemy złotą nocą
I nie znamy słowa stop, ratunkowe koła topią
A nad nami gwiazd jest milion i za chwilę spadną na nas
Cały świat jest pantomimą, znów mnie budzi światło z rana

Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit, zaraz szybko się pozbędę, ej
I choć bym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)


Writer/s: Piotr Szulc