
Nie mierz innych swoją miarą
Każdy kowal swego losu ale ten nie zawsze równy
Ciężej dojść do sztosu temu co żywot miał trudny
Nie zabieraj głosu nie oceniaj innych z góry
Posłuchaj i zrozum twoje problemy to bzdury
Jeden pokój na sześć osób chciałbyś zamianę
Jest padaka w kuchni bardacha za parawanem
Melanż opór mama i tata albo na zmianę
Gniew dzieciaka chce mieć to lata ma przejebane
Szybko zjeżdża na bazę to było nieuniknione
Na sztywnej celi siedzi z Jareckim na na pawilonie
Wyskoczy na chwilę na ulicę wróci ziomek
Narkotyki promile byle zapomnieć na moment
Kolejny wyrok dzwonek do czego tu wracać
Za miedzę leci bo jest parę lat w zawiasach
Nie trzymała się praca nie wytrzymywał mordo
Nie chciał się narażać i by utrzymywał ktoś go
Załamał się co zrobił nie wierzę w to co słyszę
Dwa dni po tym jak zadzwonił odebrał sobie życie
Myślicie że sprawiedliwie wszystkim rozdają
Nie każdy ma zajebiście mierzycie swoją miarą
Co dzieje się gdy nadzieję wszystkie znikają
Gdy życie kojarzy ci się tylko z przegraną
Porycie rzeczywistość jest bańką mydlaną
Masz wszystko nie zrozumiesz tych co nic nie mają
Dlaczego nie każdego ziom ta historia poruszy
Łatwo oceniać spragnionego nie znając suszy
Pierdolisz że się boisz wyjść z domu podczas burzy
Że stoją pod klatką bandą same patusy
Mieszkasz tu dwadzieścia lat choć raz chuju głupi
Pomogłeś sąsiadce wniosłeś w siatce zakupy
Masz problem ojciec dał ci za mało na buty
Drzesz mordę że mama nie ugotowała zupy
Masz rację przejebane strasznie macie przecież
W wakacje chciałeś Chorwację byłeś na Krecie
Poważnie to traktujesz tylko siebie pecie
Biedniejszy każdy od ciebie dla ciebie jest śmieciem
Ja nie wiem całkiem mnie inaczej wychowano
Podzielę ostatnią kromkę lub oddam całą
Znów płaczę bo patrzę bracie na twe zdjęcie
Życie miałeś ciężkie niech choć ziemia lekką będzie