
Syn Epoki
Patrzysz w niebo synu epoki
Niebo wielkie niebo gwiaździste
Wiekuiste iskrzące mroki
Zapytują o czas twój i miejsce
Patrzysz w niebo i wiele tracisz
Przecież tyle już wiesz tyle umiesz
Od ciężarów doczesnych garbaci
Nie podnoszą głowy tak dumnie
Czy udajesz że tego nie wiesz
Mechanizmów silnika sterniku
Patrzysz w gwiazdy skończysz na drzewie
Albo gorzej w szkolnym podręczniku
Na odległość ramienia sięgaj
Możesz tyle nabyć tyle zbyć
Luksusowa jest niebios potęga
Można bez niej wygodnie żyć
Chcesz zadzierać łeb do góry
Ruch tamujesz na pobocze zejdź
Gwiazdy zaraz przesłonią chmury
Słabość minie powróci sens
Patrzysz w niebo synu epoki
Chcesz być mały malutki maleńki
Gdy nad tobą stoi głęboki
W granat nocy stężały błękit
Tamte drogi nie mają końca
A ty świadom celu swych losów
A nad tobą gwiazda migocąca
Odblaskowe światło kosmosu
Czy szaleństwo takie przystoi
Posiadaczom zegarków ręcznych
To rozprasza to wcale nie koi
Prawdę mówiąc ziębi i męczy
Na odległość ramienia sięgaj
Możesz tyle zdobyć tyle mieć
Ku przestrzeni wyciągnięta ręka
Znaczy tyle że palców masz pięć
Chcesz zadzierać łeb do góry
Myśli roją się w nim ponad stan
Gwiazdy zaraz przesłonią chmury
Minie chwila nim stwierdzisz to ja
Tak to ty znikomy jak listek
Wynalazco swych własnych piekieł
Póki nad tobą niebo gwiaździste
Póty w tobie prawo moralne
I stawać się możesz człowiekiem
I stawać się możesz człowiekiem
I stawać się możesz człowiekiem