Astrolog


Sowie źrenice jak czarne księżyce
W ognistych pierścieniach posyłam w mgławice
Trwożliwych szelestów mysiego protestu
Przed życiem
Któremu na imię bezkresny jest przestwór

W spazmach i splotach najlichsza istota
Wypełnia swój los parabolą żywota
I gasnąc przepada wśród świateł miriadów
Maskota
Potęgi co Stwórcą nazywa się Ładu

Chaos nade mną i chaos pode mną
Dla wszystkich prócz mnie jest mozaiką tajemną
Ukrytych zamiarów przeznaczeń i czarów
Gdy ciemność
Pochłania jednako i plebs i Cezarów

Widzę człowieka jak cały w wypiekach
Powiada nam mądrym się trzymać z daleka
Bo w czasach przejściowych kto przysiąc gotowy
Co czeka
Strażników wartości cnót ponadczasowych

Lub widzę chłystka co na to się ciska
My mądrzy wszystkiemu przypatrzmy się z bliska
Wszak w czasach chaosu zwykł żądać lud stosów
A iskra
Mądrości odmieni być może bieg losu

Idę więc do nich i mówię że czas
Jest zawsze przejściowy a chaos jest w was
I za to sądzili i za to spalili
Stos zgasł
Dokładnie w od zawsze pisanej mi chwili