Bajka o Miłości
Po kolana w samotności on ją chwyta za warkocze
I wynurza się z goryczy bagien tęsknot martwej ciszy
Ona siłą jest dla niego co pokona każdą niemoc
On jest zbroją na codzienność blaskiem co rozprasza ciemność
Odurzeni własnym lśnieniem kielich władzy i zazdrości
Jedno łóżko dwa płomienie drżący demon bezsenności
Tak spleceni swym oddechem szeptem myślą i wargami
Zaplątani w własnym miąższu opętaniem rozedrgani
I oplata go nogami klamrą spina w ciasny wieniec
On dotyka ją po sercu i łaskocze jej rumieniec
Opłukują swe sumienia kroplą potu i westchnienia
Jemu serce się rozpiętrza ona chowa go do wnętrza