Los hipokampa


Wszelkowiedzący bez praktyki
Telefonują na domowy
Do twoich skroniDo hipokampa

Południk zero lewituje
Ma gęstość dymu albo chmury
Nie sposób go dotknąć
I zapominasz

Gdzie rosło drzewo, które kochasz
Kto ściął gałęzie, żeby ptaki
Nie budowały kolejnych gniazd

Zachodzi słońce dziś od wschodu
Nerwowo szukasz swojej matki
Wybaczasz wszystko
Upuszczasz w niepamięć

Spojrzenia rozkruszają szybę
W pewnej sekundzie widzisz ile
Nawarstwiono prawidłowości

Wynika z tego obca norma
Zimna i nieprzyzwalająca
A przecież sam wiesz
Sam wiesz

Wyrzucasz za drzwi obcą normę
Nie siedzisz za znaki szczególne
To twoja wola, taka to wola

Nieustępliwy w swej nadziei
Dotarłeś do wielkiego muru
Którego nie widzi oko Kosmosu

Gdy wtajemniczasz się w detale
Dostrzegasz bezgraniczne spektrum
To uwolnienie ruchu migawki