Niedoścignienie


Kiedy śnię spadam ale budzę się nim upadnę
Nad ranem na jawie pragnę wybić się nim zasnę na amen
Apetyt rośnie na miarę pragnień ogółu
Ja łykam analgetyki i dalej pragnę do bólu
Boję się chorób oddalam myśli o nich od mojego domu
Boję się widoku jakby weneckiego nekrologu
Nadzieja że nie odbiorą mi Cię choroby
Tli się delikatnie jak Marlboro w Twojej dłoni
Powody? Niech życie będzie autorem morału
Moje życie tak ciężkie jak worek z milionem dolarów
Tratuję dobra które mam kiedy gonię te których nie będę mieć
Wypruję sobie żyły jak mi to wejdzie w krew
Nie pakuję się w problemy
Bo doprawdy niejeden to brałby jak prezent nie daruję im
W betonowej dżungli poluję na sukces
Me naboje szaleją na jego czerwonym punkcie

Mądrzy ludzie mówią mnie że nie zgłupieć to zdziczeć
Zamiast startować po sen siąść jak Brett w Coolshipie
I dać szansę aurze jak Florze daje Faun
Kiedy sięga po magię to Kan Wa Kan
Pracujesz nad sobą uważaj proszę bo stanie
Z Tobą oko w oko własny ogon będziesz jak wąż z bajek
Walka z ego to wciąż walka i błagam odpuść
Nie zamienisz gada w ptaka ale możesz mu dać odczuć
Że nie może być już sobą to nie fair jak kastet
Żeby przypiąć komuś skrzydła trzeba mieć najpierw własne
Biblia wymienia aniołów sam znam kilku alk
Grzyby piołun koks widzisz tam Sebka czy hajs
Zredefiniuj swoje cele bo skończysz
Zanim zaczniesz pamiętać że zapomnisz
Niebo to nie limit jebać lot do gwiazd
Przecież z ich perspektywy cel to to co już masz

Nie widzę nic gdy patrzę w lustro czasem i nie czuję przez to nic
Ale boję się gdy znów popatrzę w szybę spojrzysz przez nią ty
I powiesz mi że wszystko to jest żart i kurwa „Mamy cię"
A wtedy nie wytrzymam wstydu będę musiał zabić cię
I błądzę po ulicach które znam jak własną kieszeń
I dlatego chyba boję się że znajdę tam coś jeszcze
I nie pomoże gaz czy kosa które masz w torebce
Gdy powiesz „nie mówiłam" twoje słowa zabrzmią pięknie
Prawdą jestem przez to kurwa mam już garba bo
Noszę słowa moich braci pełne jadu kłamstwa
Każdy milczy idzie równo jakby w marszu armia
I tylko wóda tu emocje w nas uwalnia
Nie chcę wiele chciałbym wstać i się nie wściekać
Ale brak powietrza wkurwia kiedy nie wiesz gdzie jest meta
Chciałem dopisać jeszcze wers ale pieprzę to
I tak pewnie nie kumasz gdzie jest sens

Stają na głowach za każde zero bracie
A kiedy wreszcie ich stać to leżą na macie
Ja nie chcę kraść ani słuchać drani
Że ludzi trawi choroba bo nie są zaharowani
Każdy chociaż myślami pożąda skrzydeł
Potem odlatuje żeby zyskać perspektywę
Jednych to rani drudzy węszą w tym interes
Najważniejsze to nie ulec presji nie zatracić siebie
Niedoścignienie
Łatwo stracić nerwy potem dom i ziemię
To ciernista droga jedni chcą gonić sny
Drudzy gonią towar żeby pierwsi mogli śnić
Życie zostawia blizny
Jesteś szczurem bo tego wymaga wyścig
Mówię to z bólem i chcesz to spróbuj
Możesz być królem ale tylko wśród szczurów

W morzu zachłannych gwiazd
Dla których gubisz radość chwil
Liczy się tylko dal
Kropla uderza o kamień a potem fala o skałę
Bo w kuluarach odwagi wszystko co czai się to strach
Zabij mnie skoro już zabiło serce
Kiedy bije zegar a chcę więcej i więcej i więcej
Kiedy biją pianę dechami zabite łby
I kolejne rozbijam banki by znowu zobaczyć nic
A w tej kabinie jedyne co słyszę zarzynanych owiec krzyk
Po święty spokój i choćby na piekła dno
Od płaczu i dechu do mauzoleum na zmory zabory to kto
Znowu nie zasnę znowu nie zasnę dziś
Nie zasnę nie nie
Nie zasnę znowu nie zasnę dziś bo
Bo szukam czasu by żyć
Bo szukam czasu by żyć
Bo szukam czasu by
Szukam czasu
Szukam szukam