Sokół/Pih/O.s.t.r./Kroolik Underwood


Ja pierdole nie jarzę to on żyje
Czuł jakby sztywny Max chwycił go za szyje
Najbardziej zawsze dłużą się te złe chwile
Jeszcze przed świtem podjeżdża pod jego wille

Czeka obserwuje dom zaciśnięte pięści
Skurwysyna potnie rozbierze na części
Ostatni raz przeszłość kaleczy powieki
Od przemykania oczu przez dwa lata chodził ślepy

Zgasły światła jak rozbita gwiazda o ziemię
Miał być on wyszła ona czy to prawda? Złudzenie
Sylwetka znajoma niczym karma wspomnienie
Droga z piekła do czyśćca randka z przeznaczeniem

To dopada go jak atak nagle jak astma
Co do kurwy robi ta laska w domu Max'a
Kto wysłał SMS'a? Co stanie się teraz
Podchodzi do niej spotykają się spojrzenia
Ona przerażona łza jej spływa na policzek
Jeszcze jeden jego krok i zacznie krzyczeć
W końcu rozpoznaje go wybawił ją od kata
Wpada mu w ramiona w ramiona mordercy brata

Ten z pozoru kolorowy świat
Ten pozornie kolorowy świat
Ten który znasz
Ten pozornie wymarzony świat
Twój wyimaginowany świat
Co kryje gęsta mgła
To co widzisz to nie zawsze tak
Możesz widzieć tylko jedno z was
To nie zawsze tak
Ale pewne jest że jeden fakt
Może zburzyć w to co wierzysz brat
Przekreślić wszystko

Nieświadomy chwili tego jak czas zmienia nas
Na ofiary z myśliwych niczym Moriega miał plan
A znał już śledztwa wynik na alejach komisariat
Telefon na podsłuchu już namierza elitarna

Myśli zmiksowane jak w blenderze
Ona wygląda szczerze gdy łapie go za rękę na spacerze
Ta niewiasta i jej wybawca ona ufa tylko jemu
Prosi znajdź morderców Maxa

Nic nie trwa wiecznie szczególnie szczęście
Na tropie psy zasadzka na obrzeżach miasta
Ściele się trup słychać świst kul
Anita Werner za chwilę w faktach

Dwa miesiące sielanki wtuleni w siebie w poranki
Sanki z córką zębami mamie ściąga majtki
W kółko szklanki na blacharni gleba i kajdanki
Wpadli kryminalni szczęście w asfalt wtarli
Nie należy se układać życia zbyt pochopnie
Córka w oknie ona na ziemi moknie
Od rana niewygodnie bo miała torsje
Jest w ciąży krzyknął but na torbie i „zamknij mordę"

Ten z pozoru kolorowy świat
Ten pozornie kolorowy świat
Ten który znasz
Ten pozornie wymarzony świat
Twój wyimaginowany świat
Co kryje gęsta mgła
To co widzisz to nie zawsze tak
Możesz widzieć tylko jedno z was
To nie zawsze tak
Ale pewne jest że jeden fakt
Może zburzyć w to co wierzysz brat
Przekreślić wszystko

Działał pod przykrywką dzisiaj cierpi na amnezję
Na nią patrzy przez lustro weneckie
Przegląda swoje akta nie wie co jest grane
Siatka blizn na ciele to cała jego pamięć

Czasem lepiej nie pamiętać niż znać swoją przeszłość
Świadomość niszczy myśli jak strach człowieczeństwo
Jakby ktoś posądził Ciebie w snach o morderstwo
Rzeczywistość czy koszmar w afekcie szaleństwo

Lecz to nie sen dla niej to najgorszy dzień
Szła za nim jak cień teraz pomarańcz to jej nowa czerń
I nosi w sobie jego dziecko
Jebana przeszłość jebana przyszłość jebana teraźniejszość

Zaczęło się niewinnie jak u Nikodema R
Nieodebrane wiadomości kontra przeznaczenia szept
Zanik świadomości wszak ludzi zmienia stres
Gdy zwiał ekipie Max'a nikt nie wiedział że jest psem
Mendy przemykały oko na sprawy pełne krwi
Były plany by ich doprowadził prosto na sam szczyt
Szpitale karawany Niemcy plecy grubych ryb
Ktoś mi mówił że z historii tej można by zrobić film