W lesie
Tyle w gęstwinie cisz błądzi i tyle
Słoneczniejących między pniami czasów,
Że nasilone barwami motyle
Lecą w znój przyszły - przeczuwanych lasów.
Wierzchami sosen - szum chodzi wysoki
I przemijając - pozostawia drzewa.
Dość mi pomyśleć - wśnionemu w obłoki
O jakimś ptaku, by stwierdzić, że śpiewa.
W drgawym powietrzu coraz złotowłosiej
Od snów, co niosą w blask - zmarłe pustkowie
A ja pamiętam, że pod lasem - w rowie
Purpurowieje drobny mak - samosiej.
Wierzchami sosen - szum chodzi wysoki
I przemijając - pozostawia drzewa.
Dość mi pomyśleć - wśnionemu w obłoki
O jakimś ptaku, by stwierdzić, że śpiewa
I właśnie, sycąc cienistą snu zmrużkę
Wspomnianą nagle z lat dawnych doliną,
Spożywam chleba wonnego całuszkę
Razem ze słońca na niej odrobiną.
Wierzchami sosen - szum chodzi wysoki
I przemijając - pozostawia drzewa.
Dość mi pomyśleć - wśnionemu w obłoki
O jakimś ptaku, by stwierdzić, że śpiewa.