Zapach chleba


Kolejna noc Wielkim Wozem wędruje
Ze szczytu Tarnicy można go złapać za koło
Księżyc granie gór cienką kreską maluje
Na złoto, zielono i na czerwono

A góry się piętrzą i rosną do nieba
Bieszczadzkie baśnie nam szepczą do ucha
Zapachem połonin i pieczonego chleba
Śnić się będą, gdy znowu zapanuje plucha.

Kolejny bar i stół pełen piwa
Na ławach zasiadły upadłe anioły
W kuflach skrzydlatych zmęczenie odpływa
Splatają się pieśni z dźwiękami gitary

Kolejny szlak pnie się krętą drogą
Warkoczem połonin, panien roześmianych
Deptany ciężką, ludzką nogą
Prowadzi nas do schronisk rajów obiecanych.