Poeta
On powie tym co wiernych liczą
Że powołaniu służył swemu
Zaśmieją się i nie dosłyszą
Bawiąc się zapytają „Czemu"
Późno zrozumie osaczony
Kiedy go zwarty szyk otoczy
Że nie ma w taki dzień obrony
Bo nikt mu nie śmie spojrzeć w oczy
I język jego z dwu płomienia
Co śmierć zadaje niewidzialną
Do ostatniego będzie tchnienia
Kąsać satyrą pożegnalną
Spojrzy w twarz swoich wielkich braci
W ich słowach była prawda szczera
Powinien wiedzieć jak się płaci
Kto z młodu zawód ten obiera
Usłyszy gdy go chirurg wezmie
„My krzywdy twojej tu nie chcemy
Pierś otworzymy bezboleśnie
Węgiel gorący z niej wyjmiemy
Żyć będziesz od cierpienia wolny
Poczytność damy ci i sławę
Niech wiersz twój zamiast toczyć wojny
Kształcącą ludziom da zabawę"
Stanie się tak I popiół szary
Zakryje strony jego pisma
Choć będą śniły się koszmary
Nikt do nich głośno się nie przyzna
A ty nie raduj się człowieku
Że zgon poety grają bębny
Z płaczem go wspomną wnuki wieku
Bardziej niż sądzisz był potrzebny